Jabłecznik

Kiedy niedawno zobaczyłam szarlotkę u Atiny, skojarzyłam że skądś ją znam. Chwilka główkowania i bingo: przecież moja mama też podobny jabłecznik czasami robi. Rzadko, bo rzadko, ale zdarza się. Przewertowałam swój zeszyt z zanotowanymi kiedyś skrzętnie maminymi przepisami, znalazłam to co trzeba i zabrałam się do dzieła. Chwila była odpowiednia, zwłaszcza że teściowa obdarowała mnie ostatnio dużym słoikiem musu jabłkowego. Trochę się bałam, bo nigdy jeszcze ciasta kruchego nie robiłam (dziwne, no nie?), ale nie było tak źle, jak mogłoby być. Efekt bardzo mnie zadowolił. Ciasto wyszło po prostu przepyszne. Smakowało nam do tego stopnia, że parę dni później mąż przyniósł mi ze sklepu słoik musu jabłkowego, prosząc, żebym niedługo znów zrobiła ten pyszny jabłecznik. Mi długo powtarzać nie trzeba i jak tylko wrócę od rodziców, zrobię ją dla niego z pewnością ponownie. 🙂

Składniki:

Kruche ciasto:

– 2,5 szklanki mąki

– pół szklanki cukru

– kostka margaryny

– 4 żółtka

– 2 łyżeczki proszku do pieczenia

– 2 łyżki kwaśnej śmietany

– aromat waniliowy (to składnik podpatrzony u Atinki :); dzięki niemu ciasto pięknie pachniało)

Piana:

– 4 białka

– szklanka cukru

Dodatkowo:

– mus jabłkowy

– cynamon

Wykonanie:

Mąkę posiekać nożem razem z margaryną. Dodać żółtka, cukier, proszek do pieczenia, aromat i śmietanę. Zagnieść ciasto. Podzielić je na dwie nierówne części ( 1/3 i 2/3), zawinąć w folię. Większą część ciasta schłodzić w lodówce przez pół godziny, mniejszą umieścić w zamrażalniku. Po pół godzinie rozwałkować ciasto z lodówki. Wyłożyć nim wysmarowaną masłem blaszkę (również brzegi blaszki), ponakłuwać widelcem. Na ciasto wyłożyć mus jabłkowy, posypać po wierzchu cynamonem. Z białek i cukru ubić sztywną pianę, wyłożyć ją na ciasto z musem. Na tak przygotowane ciasto zetrzeć na tarce (na grubych oczkach) ciasto z zamrażalnika. Piec w temperaturze 180 stopni przez około 50-60 minut (do ładnego “zezłocenia” ciasta). Po ostudzeniu można posypać cukrem pudrem. Smacznego 🙂

Ps. Debiut z ciastem kruchym uważam za udany. Teraz mogę zabrać się w końcu za tarty :))