Góry na talerzu czyli moja pierwsza karpatka
Wszystko zaczęło się od zdjęcia karpatki, które zobaczyłam na profilu społecznościowym u jednej znajomej. Uświadomiłam sobie wtedy, że nie jadłam takiego ciasta dobrych kilka lat. Przy okazji dowiedziałam się też, że mój mąż bardzo lubi karpatkę. Nie miałam o tym zielonego pojęcia. Parę dni później małżonek wyjechał na kilka dni, a ja jako dobra żona postanowiłam przygotować coś smacznego z okazji jego powrotu do domu. Padło właśnie na karpatkę, o której jakoś nie mogłam przestać myśleć. O przepis spytałam koleżankę, ale nie umiała mi ona pomóc, mówiąc, że karpatkę piecze, ale używając do tego gotowego produktu ze sklepu. Poradziła mi zrobić to samo. Będąc na zakupach, włożyłam więc do koszyka gotowe ciasto w pudełku. Przyniosłam je do domu, włożyłam do szafki, żeby było tam w razie mojego niepowodzenia i…zaczęłam szukać w necie przepisu na karpatkę wykonaną własnoręcznie. Najbardziej przekonał mnie ten znaleziony na blogu Domowe-Wypieki.pl. Ciasto parzone przyrządzało się bardzo prosto. Nie miałam też żadnego problemu z rozsmarowaniem go w blaszce i wyjęciem upieczonego blatu. Zmieniłam sposób pieczenia: pierwsze 15 minut piekłam w temperaturze 200 stopni, a dopiero na kolejne 15 minut zmniejszyłam temperaturę do 180. Czytając komentarze pod tym przepisem, znalazłam radę, aby przed pieczeniem ciasto skropić wodą, co miało zapewnić ładne fale. Tak też zrobiłam i faktycznie, fale się pojawiły 😉 Z kremem również nie miałam żadnego problemu. Zmniejszyłam ilość masła do 200g, i wg mnie jest to maksimum. Większa jego ilość sprawiłaby, że masa byłaby zbyt maślana. Zastanawiam się nawet, czy nie zmniejszyć tej ilości o kolejne 50g. Nie wiem tylko, czy nie wpłynęłoby to znacząco na gęstość kremu. Teraz jego konsystencja jest idealna. Nie wypływa z ciasta ani przy krojeniu, ani przy jedzeniu. Sam budyń waniliowy wykonany od podstaw był rewelacyjny. Chyba najlepszy jaki jadłam w życiu. Dodałam od siebie jeszcze trochę domowego ekstraktu waniliowego. Jeśli ktoś nie chce się bawić w przygotowywanie domowego budyniu, może oczywiście kupić gotowy i ugotować go w mniejszej ilości mleka niż podano na opakowaniu lub pokusić się nawet o kupienie gotowej masy karpatkowej, którą z pewnością można znaleźć w każdym markecie. Ja jednak polecam przygotować ją własnoręcznie. Satysfakcja i smak nie do podrobienia 🙂 Ciasto bardzo polecam…mąż był zachwycony 😉
Składniki (na blaszkę o wymiarach 35x 24cm)
Ciasto parzone:
- 1 szklanka wody
- 150g margaryny
- 1 szklanka mąki pszennej
- 5 jajek
- szczypta soli
- szczypta proszku do pieczenia
Krem:
- 3 szklanki mleka
- 300g masła (dałam tylko 200g i wg mnie jest to maksimum)
- 3/4 szklanki cukru
- 2 łyżeczki cukru waniliowego
- 4 łyżki (80g) mąki pszennej
- 4 łyżki (80g) mąki ziemniaczanej
- 2 żółtka
- łyżka ekstraktu waniliowego (to mój dodatek)
Wykonanie:
Ciasto:
Wodę zagotować z margaryną. Garnek ściągnąć z ognia i dodać mąkę, cały czas mieszając przy tym energicznie drewnianą łyżką. Następnie garnek postawić z powrotem na palniku i gotować na małym ogniu, ciągle mieszając, ok. 2-3 minut. Gotowe ciasto powinno być jednolite i ładnie odchodzić od garnka. Pozostawić je na chwilę do ostygnięcia. Do lekko ciepłego lub zimnego ciasta, dodać po jednym jajku, szczyptę soli i proszek do pieczenia, cały czas miksując wszystko dokładnie mikserem. Tak przygotowane ciasto podzielić na 2 części. Połowę ciasta rozprowadzić łyżką w formie wysmarowanej dokładnie margaryną i wysypanej mąką. Wierzch skropić lekko wodą. Piec w piekarniku nagrzanym do 180 stopni, na złoty kolor przez ok. 30 minut (ja piekłam przez pierwsze 15 minut w temperaturze 200 stopni, a dopiero na kolejne 15 minut zmniejszyłam temperaturę do 180). W ten sam sposób upiec drugą połowę ciasta.
Krem budyniowy:
Gotową masę rozsmarować na jednym blacie ciasta. Przykryć drugim blatem. Ciasto wstawić do lodówki, na co najmniej 2 godz. Gotowe posypać cukrem pudrem. Smacznego 🙂